W dniu dzisiejszym, do naszego Kościoła, przybył Czwarty Mędrzec Wschodu, zwany Artabanem. Opowiedział swoją historię, która opierała się na poszukiwaniu Króla Izraela, przez okres trzydziestu trzech lat. Umówił się on ze swoimi braćmi Magami – Kasprem, Melchiorem i Baltazarem – że wyruszą razem do Jeruzalem powitać nowo narodzone Dziecię. Jednak jako jedyny, nie dotarł. Na swojej drodze spotkał bliźnich potrzebujących pomocy. Oddał im swój skarb, który był przeznaczony dla Zbawcy świata. To trzy klejnoty: szafir, rubin i perła. Kupił je za pieniądze ze sprzedaży całego swojego dobytku. Na pustyni spotkał człowieka chudego i wynędzniałego, chorego na febrę. Mimo wątpliwości, zatrzymał się przy nim i udzielił pomocy. Oddał mu swoje zapasy żywności i wody, więc wrócił do Babilonu, aby sprzedać szafir i kupić za to karawanę wielbłądów, oraz jedzenie na dalszą drogę. Jego następny skarb, czyli rubin, trafił w ręce oficera, przed którym bronił matkę z dzieckiem, u której zatrzymał się w czasie swojej podróży. Wtedy właśnie żołnierze Heroda, mordowali dzieci. Ostatni klejnot Artabana, trafił na ręce dziewczyny, którą lud chciał sprzedać jako niewolnicę, za długi jej ojca. Podczas wręczania perła, ziemia zaczęła drżeć i zgłębi jej łona słychać było jakby grzmot. Tłum ludzi rozpierzchł się, został tylko Artaban z uratowanym przez siebie dziewczęciem . Ze szczytu domu, spadł odłamek muru i uderzył go w głowę. Dziewczyna chwyciła go w swe ramiona i widząc jak opada, położyła na ziemi. Odnalazł on wreszcie swojego Króla, którego szukał przez całe swoje życie. Na łożu śmierci, przeprowadził z nim rozmowę. Nie mógł sobie wybaczyć, że nie zdążył Mu usłużyć. Na to głos płynący z przestworza powiedział „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, cokolwiek uczyniłeś jednemu z najmniejszych tych braci, Mnie uczyniłeś.” Po tych słowach Artaban oddał ostatnie westchnienie…